Początek "The Core" sprawił, że solidnie przysiadłem przed telewizore. Historia zaczynała się interesująco, patent z paniką wywołaną przez padające gołebie nawet solidnie nakręcony. Mój entuzjazm trwał mniej więcej do 20 tej - 30 tej minuty kiedy zaczęły się jaja rodem z Armageddonu. "Tajemniczy profesor" na pustyni z mega ultra tajnym projektem, teorie stawiające na głowie podstawową wiedzę z zakresu m.in. fizyki i geologii itp. Przykro to mowic, ale to co mozna wmowic amerykanskiemu spoleczenstwu o fatalnej ogolnej edukacji nie przejdzie w Europie. Dajmy spokoj zgodnosci fabuly z nauka - w koncu to tylko film. Tyle ze na polu stricte filmowym tez jest nie najlepiej. Taki film MUSI mieć genialną oprawę i najlepszych fachmanów od efektów specjalnych. A tu.... żalosne animacje (scena kręcona w Rzymie to juz pełny dramat), a widoki z kokpitu statku jak w ośmiobitowym komputerku. Mamy tu niby naprawdę niezłych aktorów z Hilary na czele, ale wszyscy grają w jakiś dziwnie drewniany sposób. Czyżby chcieli tym sposobem wskazać na należną ich misji powagę ? No mam nadzieję, że nie. Żałuje tylko, że rola tzw "Szczura" została sprowadzona wyłącznie do drugiego planu. Koleś zapowiadał się interesująco - a ta jego facjata ! Ogólnie film nie zachwyca, obejrzeć oczywiście się daje, ale pełną satysfakcję może dać tylko wielbicielom Armageddonu. Są tacy ???